wtorek, 1 października 2013

Treściwą serią po Riverside cz. 2 - recenzje płyt Anno Domini High Definition, Memories In My Head, Shrine Of New Generation Slaves

W świątyni hiperaktywności


Anno Domini High Definition
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2009
Ocena: znakomite i rewelacyjne; trzeba to mieć - 9/10


Po zakończeniu trylogii, ta płyta otwiera nowy rozdział w historii Riverside. Mamy tu tylko 5 nagrań, ale że są one długie (3 numery powyżej 9 minut) to sama płyta trwa w sam raz - 44 minuty. Tym razem - po wyraźnym spadku formy na “REM” - znów udało się stworzyć świetne kompozycje - zróżnicowane, świetnie zaaranżowane, dynamicznie zmieniające się. Na płycie bardzo dużo się dzieje, jest gęsto, zmiany rytmiki następują szybciej, bardziej gwałtownie. Jest to także zdecydowanie najcięższa płyta zespołu, najmocniej skręcająca w stronę metalu progresywnego. Ale chociaż dużo jest tu mocnych i ostrych brzmień gitarowych, to nie zapomniano o równowadze - są świetne melodie, a forma wokalna Mariusza także jest wysoka. W kapitalnej wręcz dyspozycji jest też Michał Łapaj - na płycie jest mnóstwo porywających partii klawiszy (w tym momentami wręcz genialne dźwięki Hammonda), a także sporo wstawek elektronicznych.
Żywiołowe "Egoist Hedonist" z kapitalnymi ozdobnikami trąbki, saksofonu i puzonu - jak dla mnie to jest najlepszy numer w karierze Riverside, o włos przed “SLS”. Kapitalnie "uklawiszowione" "Left Out" z rozbudowaną, gitarowo-klawiszową partią instrumentalną oraz zadziorne, ostre "Hybrid Times", znów z kapitalnymi klawiszami oraz elektroniczną końcówką.


Memories In My Head (minialbum)
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2011
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10


Minialbum z raptem trzema kawałkami, ale że ich długość jak najbardziej trzyma standardy progresywnego grania, to w sumie otrzymaliśmy ponad 32 minuty muzyki. Po kilku coraz ostrzejszych płytach, tutaj mamy woltę i powrót do klimatów znanych z debiutu i takich numerów jak “The Same River", "In Two Minds" czy "Out Of Myself". O ostrych brzmieniach w stylu "ADHD" można tutaj zapomnieć - jest za to dużo stonowanych, płynących dźwięków, którymi wypełnione są szczególnie początki wszystkich trzech nagrań. Nie ma tu wielu popisów instrumentalnych (raptem kilka zagrywek Piotra Grudzińskiego), a poza paroma bardziej rockowymi minutami w “Living In The Past” nie ma również fragmentów ostrzejszych.
Najlepsze na płycie jest zdecydowanie "Living In The Past" ze swoim hipnotyzującym rytmem oraz świetnym kontrastem między ostrymi gitarami i deklamacją Dudy. "Goodbye Sweet Innocence" jest trochę słabsze, ale nadal dobre, szczególnie w części instrumentalnej z lekko psychodelicznym brzmieniem klawiszy oraz gitarowymi wygibasami.


Shrine Of New Generation Slaves
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2013
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10


Nagrania są krótsze, mniej rozbudowane, poza numerem siódmym nie są tak wielowątkowe jak na “ADHD” czy “MIMH”. Zamiast tego mamy zestaw kawałków bardzo przemyślanych i różniących się pomiędzy sobą. Jest i spokojnie, balladowo, są rockowe riffy i młócenie, jest ambientowo, jak i klimatycznie w stylu Pink Floyd (nagrania z bonusowego CD). Michał Łapaj, jak złapał formę na poprzednim długograju, tak tu nie odpuszcza - w kilku numerach wymiata wręcz kapitalnie, nadal bardzo chętnie sięgając po brzmienie Hammonda. Zrezygnowano z mocniejszego, metalowego grania - znacznie więcej jest klimatu i przestrzeni, co mocno kojarzy się z debiutem. Album na pewno nie jest przełomowy, ale jego "słuchalność" (analogicznie do grywalności gier komputerowych, gdzie czasem pewne elementy kuleją, ale produkcja wciąga bez reszty) jest bardzo wysoka - płyta "wchodzi" do głowy bardzo szybko, a jednocześnie smaczków jest na tyle dużo, że kolejne odsłuchy także są przyjemnością. Elektroniki bardzo mało na regularnym CD, w dużej ilości pojawia się za to na bonusowym krążku.
Blisko 13-minutowy, stonowany "Escalator Shrine" z charakterystycznym motywem przewodnim, przecięte dynamiczną Hammondowo-klawiszową jazdą. Rozmarzone "The Depth Of Self-Delusion" z mocnymi partiami basu. Żywe, mocno rockowe "Celebrity Touch" z fajnymi gitarami oraz ostre "Feel Like Falling". Bardzo ciekawe nagrania bonusowe - ponad 10-minutowe, instrumentalne, bardzo nastrojowe, ambientowe "Night Session - Part One" oraz "Night Session - Part Two" ze świetnymi partiami saxu oraz pełgającą gitarą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz