piątek, 27 września 2013

Treściwą serią po Riverside cz. 1 - recenzje płyt Out Of Myself, Voices In My Head, Second Life Syndrome, Rapid Eye Movement

Sen na jawie


Riverside to jeden z najciekawszych polskich zespołów, który coraz skuteczniej daje o sobie znać również za granicą. Dowodem na to może być choćby nominacja do Prog Rock Awards 2013 (jako pierwszy polski zespół), pozytywne i bardzo pozytywne recenzje zagraniczne oraz oceny na stronach związanych z progresywnym graniem (choćby progarchives.com - “Second Life Syndrome” jest na 53 miejscu płyt wszechczasów - przed choćby “Blackwater Park” Opeth, “The Snow Goose” Camel czy “Lateralus” Tool). Ten rok przyniósł nowy album zespołu, który odniósł duży sukces (złota płyta po trzech tygodniach od ukazania się na rynku), ale zanim o nim, to najpierw słów kilka o wcześniejszych dokonaniach zespołu.


Out Of Myself
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Jacek Melnicki – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2003
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10


Bardzo udany debiut. Art rock w wersji mocno rozmarzonej, choć w paru miejscach pojawiają się także odpowiednio zadziorniejsze riffy lub solówki. Do wokalu Mariusza Dudy trzeba się przyzwyczaić, ale po “obsłuchaniu” się - robi świetne wrażenie, a przede wszystkim bardzo dobrze komponuje się z muzyką. Zresztą partii wokalnych jest tu stosunkowo niedużo, bo i tak obszerne fragmenty płyty to granie czysto instrumentalne. Melodie nie są specjalnie chwytliwe - nacisk położono zdecydowanie na klimat - stąd mnóstwo stonowanych, snujących się dźwięków. Bardzo dużo jest tu nastrojowych klawiszy, wywołujących mocne skojarzenia z Pink Floyd czy Anathemą; sporo jest również elektroniki.
Najlepszy numer to bardzo nastrojowe, 12-minutowe "The Same River" z charakterystycznym pulsującym motywem. Do tego ostre, instrumentalne "Reality Dream", mocno gitarowe "Reality Dream II”, przechodzące od delikatności do zadziorności "The Curtain Falls" oraz "Loose Heart" ze świetną gitarą.


Voices In My Head (minialbum)
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2005
Ocena: po prostu dobra płyta - 6/10


Minialbum z trzema utworami z "Out Of Myself" w wersji live oraz pięcioma nowymi nagraniami. Nagrania live odegrane są po prostu solidnie. Co do nowych kawałków to są one jeszcze bardziej spokojne i nastrojowe niż na debiucie oraz jeszcze mocniej "uklawiszowione" - przy czym poza klawiszowymi tłami, dużo jest tu także fortepianowych dźwięków. Mamy też nieco akustycznych brzmień, a z kolei klimatów rockowo-metalowych praktycznie tutaj nie ma - gitary odzywają tylko kilka razy i z dużą nieśmiałością.
Najciekawsze są lekko "odjechane" "Dna ts. Rednum or F. Raf" z "opethującą" gitarą oraz "Acronym Love" z pięknym pianinem.


Second Life Syndrome
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2005
Ocena: znakomite i rewelacyjne; trzeba to mieć - 9/10


Drugi album zespołu przynosi dość mocną zmianę w brzmieniu - jest to bowiem bardzo zgrabny miks artrocka z metalem progresywnym. Chociaż płyta zachowuje specyficzny, riverside’owski klimat i nadal sporo jest spokojniejszych partii, to muzycznego snucia się jest tu znacznie mniej, podobnie znacznie zmniejszył się udział klawiszy, które tutaj “robią” głównie subtelne tła. Hojnie natomiast obsypano muzykę mocniejszymi akcentami, głównie w postaci gitarowych riffów, bo solówki nadal raczej są budowane dość spokojnie. Mariusz Duda poza typowymi dla siebie wokalizami, dorzucił sporo wrzasków i mocniejszych wydarć, co razem bardzo dobrze współgra (choć mocy chwilami nieco brakuje). Znacznie lepsze, a momentami wręcz znakomite są melodie; mamy też mocniejszy i bardziej wyrazisty bas, a także więcej szybszych temp. Wszystko bardziej dopracowane i świetnie zaaranżowane, zespół o wiele lepiej operuje dynamiką, a w nagraniach znacznie więcej się dzieje.
Zabójcza suita tytułowa z pinkfloydowskim otwarciem, zadziorne i zamotane "Volte-Face", instrumentalne "Reality Dream III" przechodzące od ultraciężkich riffów do klimatów. Słodka, ale nie przesłodzona ballada "Conceiving You" ze świetnym pianinem oraz mroczne i niepokojące, nieco tool'owate w duchu "Dance With The Shadow".


Rapid Eye Movement
Skład: Mariusz Duda – wokal, bas, gitara akustyczna; Piotr Grudziński – gitara; Piotr Kozieradzki – perkusja; Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2007
Ocena: poprawnie, ale przeciętnie; można posłuchać - 5/10


Stylistycznie bez specjalnych zmian w stosunku do "SLS", ale niestety poziom nagrań jest zdecydowanie słabszy. Nagrania są mało wyraziste, nie przykuwają uwagi, brakuje znakomitych melodii z poprzedniczki. To nadal jest niezła płyta, ale z trylogii zdecydowanie najsłabsza. Mniej dynamiki, znacznie mniej się dzieje, numery dość jednorodne. Słabe, pozbawione mocy, płaskie wokale. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że na znaczną część płyty po prostu brakło pomysłów - wszystko jest tu niby poprawne, ale kompletnie brakuje błysku.
Najlepsze na płycie jest 13-minutowe “Ultimate Trip”, pełne zmian tempa i świetnych pomysłów - to godny następca "SLS" (w sensie nagrania, nie płyty). Zadziorne "Cybernetic Pillow" ze świetnym riffem oraz wypełnione transowym rytmem elektroniki "02 Panic Room" (pomimo tego, że koniec jest dziwnie urwany, co sprawia, że nagranie wygląda na niedokończone).