środa, 16 października 2013

Treściwą serią po Black Sabbath cz. 4 - recenzje płyt Heaven And Hell oraz Mob Rules

Heaven And Hell
Skład: Ronnie James Dio – wokal; Tony Iommi – gitara; Geezer Butler – bas; Bill Ward – perkusja; Geoff Nicholls – instrumenty klawiszowe
Rok wydania: 1980
Ocena: genialne, zachwycające; arcydzieło - 10/10

Jeden z klasycznych albumów zespołu i w historii heavy metalu w ogóle. Odłożono na bok wszelkie "naleciałości" i dziwne pomysły, skupiając się na czystej metalowej formie. Każdy numer ma swoją myśl przewodnią i odgrywany jest w skupieniu oraz na pełnej koncentracji. Duża intensywność i potężny poziom energii jest tu aplikowany przez całe 40 minut. Nie ma ani momentu dłużyzn, nie ma wypełniaczy - wszystkie nagrania na wysokim poziomie - obok "Sabbath Bloody Sabbath" to najrówniejszy album zespołu. Układ płyty jest taki, że mamy piosenki nieco prostsze, szybsze i krótsze na przemian z dłuższymi, cieższymi i bardziej rozbudowanymi. Te drugie mają spokojne, nastrojowe początki albo tkane na akustyku (“Children Of The Sea”), albo wygrywane na klawiszach (“Die Young”), jedynym wyjątkiem jest nagranie tytułowe, które bez kombinacji od razu rozbija bębenki w uszach majestatycznym riffem. Po rozstaniu się z Osbournem, sięgnięto po Ronniego Jamesa Dio, który wypada tutaj rewelacyjnie, zarówno jako wokalista, jak i tekściarz.* Ozzy to oczywiście wielka charyzma, ale technicznie Dio kładzie go na łopatki i to jedną ręką. Jego wokal brzmi niezwykle epicko, majestatycznie, głos jest czystszy i mocniejszy, więcej jest także “zabaw” z melodią. Potrafi też zabrzmieć z hardrockowym posmaczkiem, nieco dynamiczniej wyrzucając wersy (jak choćby w “Lady Evil”). Wielka jest też forma Butlera - jest go tutaj bardzo dużo, gra gęściutko, momentami brzmiąc jak gitara (“Heaven And Hell”, “Die Young”) - wyższego poziomu basowych pochodów na płytach Sabbsów nie da się znaleźć. Iommi również prezentuje bardzo wysoki poziom - gra ostro i świdrująco, a przy tym bardzo żwawo i dość dynamicznie (w “Walk  Away” jest nawet jakiś taki pozytywny feeling i rockowe rozbujanie).
Genialnie odśpiewany utwór tytułowy ** z majestatycznym riffem przewodnim, świetnym nerwem basu i miażdżącym energią przyśpieszeniem oraz "Children Of The Sea" z klimatycznym wstępem na akustyku, potem kapitalnym, jednym z najciekawszych riffów Iommiego (zagranym jakby na dwa tempa). Dynamiczne "Die Young" z klimatycznym, syntezatorowym wstępem i zaskakującym wyciszeniem w którym Dio szepcze: "die young... die young..." oraz potężne, wolno przetaczające się "Lonely Is A World" z gitarowymi popisami Iommiego. Wśród numerów “prostszych” trzeba zwrócić uwagę na "Lady Evil" z niesamowitym pulsem sekcji oraz dynamiczne “Neon Knights”.

* Wersy “Heaven And Hell” to jak dla mnie jedna z najlepszych tekstowo rzeczy w historii muzyki. Jak tu nie mieć ciarów na plecach, jak Dio wyśpiewuje:
"The lover of life's not a sinner
The ending is just a beginner
The closer you get to the meaning
The sooner you'll know that you're dreaming"

** Wersja z płyty jest genialna, ale mimo tego ekipa w składzie Dio, Iommi, Butler oraz Appice występujaca pod szyldem Heaven And Hell i tak ją przebiła. Na koncertowym DVD z 2009 roku  zarejestrowanym w Rockpalast, znajduje się 19-minutowa wersja, która jest istnym misterium, z mistrzem ceremonii w osobie Dio oraz Iommim, który wygrywa na gitarze istne cuda, eksplorując klimaty metalowe, rockowe, bluesowe, a nawet jazzowe (od 56:45).

Mob Rules
Skład: Ronnie James Dio – wokal; Tony Iommi – gitara; Geezer Butler – bas; Vinny Appice – perkusja; Geoff Nicholls – instrumenty klawiszowe
Rok wydania: 1981
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10

Płyta bardzo podobna do poprzedniczki, tylko ogólnie rzecz biorąc - wyraźnie słabsza. Nie ma tej świeżości i energii, wyraźnie gorsze są także rozwiązania melodyczne. Brzmienie jest bardziej surowe, bardziej posępne i kanciaste. Pojawia się nieco więcej klawiszowych ozdobników, które dobrze komponują się z muzyką (przede wszystkim w “E5150”, ale też w “The Sign Of The Southern Cross” czy “Falling Off The Edge Of The World”). Jeśli chodzi o charakterystykę nagrań, to nie ma tu tak wyraźnego podziału jak na "H&H". Są dwa nagrania dłuższe, bardziej rozbudowane, majestatyczne, reszta jest utrzymana w tempach szybkich lub średnich, z większą dawką drapieżności. Album bardzo równy, bas nadal daje czadu, a Dio śpiewa pięknie, mocarnie, ale i delikatniej jak trzeba (bardzo nietypowe dla niego wokalizy na początku “The Sign….”). W sumie mamy tu nagrania dobre lub bardzo dobre, ale brakuje tych genialnych.
Pełen rozmachu, monumentalny "The Sign Of The Southern Cross", dynamiczne "Falling Off The Edge Of The World", pełne energii "The Mob Rules" oraz "Voodoo" z ostrym i mechanicznym riffem. Intrygująco wypada też "E5150" - instrumental, będący połączeniem stylistyki Pink Floyd i Black Sabbath.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz