wtorek, 4 lutego 2014

Treściwą serią po Deep Purple cz. 6 - recenzje płyt Bananas, Rapture Of The Deep oraz Now What?!

Bananas
Skład: Ian Gillan - wokal; Steve Morse - gitara; Don Airey - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk VIII)
Rok wydania: 2003
Ocena: poprawnie, ale przeciętnie; można posłuchać - 5/10

Płyta utrzymana w bardziej wyluzowanym stylu i niestety mało przekonująca. Niby jest tu trochę fajnych pomysłów i niezłych melodii, ale kompletnie brakuje ikry. Numery płyną, ale zupełnie nie przykuwają uwagi, a pomimo wielu przesłuchań, właściwie żaden numer nie zapada jakoś szczególnie w pamięć. Luzacki i rozbujany klimat jest fajny, ale brak haczyków oraz emocji mocno dołuje finalną ocenę płyty. Blado wypada Morse (choć momenty są np. w “Picture Of Innocence” czy “Bananas”), który jest tu ukryty gdzieś z tyłu, podobnie bez energii gra sekcja. Sporo jest za to ciekawych i różnorodnych klawiszowych motywów, wygrywanych przez następce Lorda - Dona Aireya (mocne ataki w końcówce “Sun Goes Down”, delikatne pogrywanie w “Walk On”, przepychanki z Morsem w “Bananas”). Odżył także Gillan, który może nie wrzeszczy tak przenikliwie, jak 30 lat wcześniej, ale ma więcej wigoru niż na poprzednich dwóch płytach. Sporo nagrań krótkich (3,5-4 minuty), które sprawiają wrażenie napisanych na kolanie, a takie “Haunted” to już ekstraklasa nudziarstwa. Do myślenia daje także fakt, że w pisaniu najlepszych numerów swój udział miał producent płyty Michael Bradford - Purplom chyba po prostu brakowało polotu w czasie nagrywania albumu.
Zdecydowanie dwa najlepsze nagrania to bluesrockowe, wolne "Walk On" oraz chwytliwe, ale i zadziorne, ciekawe gitarowo "I Got Your Number". Interesującą ciekawostką jest też 1,5-minutowe, nastrojowe "Contact Lost" - gitarowy hołd dla astronautów wahadłowca Columbia. Można jeszcze wspomnieć o relatywnie najdynamiczniejszym "House Of Pain".

Rapture Of The Deep
Skład: Ian Gillan - wokal; Steve Morse - gitara; Don Airey - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk VIII)
Rok wydania: 2005
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Zdecydowana poprawa. Współpraca muzyków jest o niebo lepsza, udało się także wykrzesać znacznie większą dawkę energii i poweru. Całość jest nieco prostsza i cięższa, a brzmienie jest ostrzejsze i po prostu - bardziej rockowe. Jest też odpowiedni polot, luz i rozmach. Airey gra sporo teł, i dopiero w solówkach, w niemal każdym ,numerze pokazuje co potrafi, grając dużo szybkich i gęstych, nasączonych jazzowym luzem partii. Muzyka jest chwytliwa, dynamiczna i rytmiczna, a cała płyta jest równa - każdy numer ma w sobie coś fajnego (tylko “Don’t Let Go” nieco odstaje, choć i tutaj jest na koniec fajne klawiszowe plumkanie).
Znakomite wrażenie robi "Rapture Of The Deep" z orientalizującym motywem przewodnim i kapitalnymi solówkami Morse'a i Airey'a oraz niespiesznie i bardzo zgrabnie rozwijające się od nastrojowego początku po instrumentalne wywijanie "Before Time Began". Poziom bardzo dobry to także konkretne "Money Talks", pełne werwy "Kiss Tomorrow Goodbye" oraz zadziorne "Back To Back".

Now What?!
Skład: Ian Gillan - wokal; Steve Morse - gitara; Don Airey - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk VIII)
Rok wydania: 2013
Ocena: znakomite i rewelacyjne; trzeba to mieć - 9/10

19-ty album grupy i w sumie 325 lat na karkach członków zespołu (najmłodszy Morse to rocznik ‘54, najstarsi Gillan i Glover - ‘45) - to robi wrażenie. Dlatego tym bardziej niezwykła jest ilość energii i czadu, którymi emanuje to wydawnictwo. Jest to bez dwóch zdań nie tylko najlepsza płyta z Morse'm, ale także najlepszy album od “Perfect Strangers”, czyli od 19 lat. W rolach głównych mamy tu zdecydowanie Airey'a i Morse'a, którzy wyczyniają prawdziwe cuda - czuć, że obu świeżbią tutaj paluszki i dają temu upust. Obaj nie grali nigdy lepiej w barwach Deep Purple - u Morse'a jest czad, precyzja i przestrzeń, Airey jest iście wszędobylski ze swoimi różnorodnymi brzmieniami (orkiestra, Hammond, elektronika, pianino), a razem świetnie współpracują. Wokal Gillana wprawdzie nie taki jak za dawnych lat, ale ogólnie daje radę, tym bardziej, że linie melodyczne, choć może nie są genialne, to trzymają naprawdę wysoki poziom. Sekcja także nie odstaje, a całość brzmi świeżo, ma ikrę i rockowy pazur, jakich Purplom mogłoby pozazdrościć wiele kapel młodszych o pokolenie.
Znakomite jest "Uncommon Man"* z przestrzennym, nastrojowym i rozbudowanym początkiem, dynamiczną częścią wokalną i kapitalną zabawą Hammondem, która przechodzi w pełną rozmachu solówkę Morse'a. Do tego "Apres Vous" z dużym wyczuciem podlane elektroniką, bardzo chwytliwe "Above And Beyond"* ze “wspinającym się” motywem przewodnim, bluesująco-jazzujące "Blood From A Stone, "Out Of Hand" ze smyczkowym otwarciem, szybkie i zadziorne "Hell To Pay" oraz nasączone horrorzastym klimatem "Vincent Price".

* Te dwa nagrania zadedykowano Jonowi Lordowi.