piątek, 11 października 2013

Treściwą serią po Black Sabbath cz. 3 - recenzje płyt Technical Ecstasy oraz Never Say Die!

Technical Ecstasy
Skład: Ozzy Osbourne – wokal; Geezer Butler – bas; Tony Iommi – gitara;
Bill Ward – perkusja
Rok wydania: 1976
Ocena: słabe, nudne, nieciekawe; zero przyjemności z odsłuchu - 3/10


Jest to granie zupełnie inne stylistycznie niż wcześniej i o wiele słabsze  jakościowo. Nie ma tu śladu po mroku pierwszych albumów, nie jest tak agresywnie, ani różnorodnie. Zespół odgrywa patenty już sprawdzone, przy czym robi to w sposób bardziej luzacki, nie tak intensywny, zdecydowanym ruchem upraszczając nagrania. Mniej jest partii instrumentalnych, a jeśli są - to krótkie, przy czym w większości przypadków nawet przez te kilkanaście/dziesiąt sekund nie udaje się stworzyć nic ciekawego. Pełno jest tu nietrafionych rozwiązań kompozycyjnych, a melodie są wręcz fatalne - przekomplikowane, udziwnione i bez wyrazu. Riffy w większości również mało zajmujące, w dodatku są odgrywane z jakimś takim wycofaniem i nieśmiałością - brakuje tu zadziorności, pazura i majestatyczności. Na plus można zapisać tylko postawę Geralda Woodruffe’a, który fajnie pogrywa na klawiszach - sporo ciekawych momentów jest nawet w nagraniach ogólnie bardzo słabych jak “It’s Alright” czy “You Won’t Change Me”. Po “ciemnej stronie mocy” znajdują się zarówno dwie ballady-niewypały (żenujące wręcz "It's Allright" z katastrofalnym wokalem Warda oraz płaczliwe "She's Gone"), dwa szybsze nagrania, które miały być bardziej zadziorne ("Back Street Kids" i "Rock'n'roll Doctor"), a także "You Won't Change Me" - niby najmocniejsze i najbardziej “w klimacie” Sabbathów, ale niezwykle nudne. To w ogóle jest słowo-klucz - przy większości numerów aparat gębowy otwiera się z ziewnięciem tak szerokim, że aż zawiasy puszczają.
Jedyny dobry numer to  najdłuższe na płycie, chropowate "Dirty Woman" z rozbudowaną partią instrumentalną. Do tego można na upartego dorzucić żywe i rytmiczne "Gypsy" oraz luzackie  i zadziorne "All Moving Parts (Stand Still)".


Never Say Die!
Skład: Ozzy Osbourne – wokal; Geezer Butler – bas; Tony Iommi – gitara;
Bill Ward – perkusja; gościnnie: Don Airey - instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 1978
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10


Album ten - podobnie jak poprzedni - mocno odchodzi od pierwotnego stylu grupy - ale w przeciwieństwe do “TE” - tutaj muzyka jak najbardziej się broni. Znów jest sporo luzu, w przeważającej części mamy tu do czynienia z rockiem raczej niż z metalem, ale z pewnością jest nieco ciężej i zdecydowanie zadziorniej. Nagrania są nieco dłuższe, a przy tym dobrze przemyślane - nie ma takiego chaosu kompozycyjnego i poplątania. O niebo lepsze są także melodie - nawet jeśli mają nieco piosenkowy sznyt (jak np. w “Junior’s Eyes”), to robią co najmniej dobre wrażenie.Gitara jest chwilami nieco wycofana i Iommi nie gra tutaj roli tak pierwszoplanowej jak na starszych płytach, ale porównania do TE w ogóle nie ma, bo tutaj w jednym nagraniu dzieje się gitarowo więcej niż na całej poprzedniej płycie. Mocniej za to słychać bas. Jest dużo fajnych pomysłów, sporo się dzieje, album jest równy, w kilku nagraniach świetnie wykorzystano klawisze, sięgnięto także po dęciaki czy saksofon.
Świetnie pulsujące i zadziorne "Junior's Eyes" oraz spokojne "Air dance" ze świetnymi klawiszami, jazzującym zwolnieniem i dalszą częścią instrumentalną. Ostry "Over To You" z najcięższym na płycie riffem i delikatnymi klawiszami, dynamiczne "Never Say Die", utrzymane nieco w duchu numeru “Paranoid” oraz instrumentalne "Break Out" z dęciakami i świetną partią saksofonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz