piątek, 4 października 2013

The Prophet's Song - na szczytach Primera Division oraz Bundesligi 2013/14

O ile w Anglii zapowiada się ostra walka pomiędzy co najmniej pięcioma zespołami, to w pozostałych najmocniejszych ligach ich liderów dzieli od pozostałych zespołów przepaść związana zarówno z potencjałem zawodników, jak i nastawieniem psychicznym pod tytułem "z nimi i tak nie mamy szans".

Hiszpania

Pomimo zaskakującego początku, to gdy spojrzymy na tabelę na koniec sezonu, urzucie deja-vu będzie przejmujące. Pierwsza trójka w składzie Barcelona, Real i Atletico jest poza zasięgiem rywali. Ale i wśród tych zespołów różnice będą duże - uważam, że może to być nawet 8-12 punktów. A kolejność będzie taka:

1. Barcelona

Po druzgocącej porażce z Bayernem całe mnóstwo sportowych "ekspertów" stwierdziło jednoznacznie i dobitnie, że to już koniec Barcelony. Opinie takie są jednak dla mnie równie wartościowe co finansowe plany Rostowskiego, a wspomniani eksperci to jak dla mnie duchowi bracia muzycznych krytyków twierdzących, że Metallica skończyła się na "Kill'em All". Barcelona w żadnym razie się nie skończyła - po prostu wyczerpała się pewna taktyczno-mentalna konstrukcja. Potrzebna była świeża krew i nowe spojrzenie na kluczowe aspekty gry Barcy, a człowiekiem, który ma odświeżyć organizm zespołu został Martino, co - pomimo jego sporych osiągnięć - było jednak mocno zaskakujące. Ale myślę, że wybór ten może się okazać naprawdę strzałem w dziesiątkę - Martino pewnie będzie chciał wprowadzać zmiany dość płynnie, więc o ile na początku mechanizm może nieco szwankować, to w najważniejszym momencie sezonu, gdy będzie się rozstrzygać Liga Mistrzów - gra Barcelony powinna być już w wersji update'owanej. Trener od początku mówił, że będzie chciał przyspieszyć grę i szybciej przenosić piłkę bliżej bramki przeciwnika. Jeśli uda mu się dokonać zmiany w mentalności zawodników Bluagrana (a myślę, że da radę), to Barcelona bezproblemowo wróci na szczyt. Bo wystarczy do tego tak naprawdę po prostu... powrót do właściwej tiki-taki, bo to jest nadal broń o niesamowitej wręcz sile rażenia. Podkreślić trzeba słowo "właściwa", bo to co oglądać można było wielokrotnie w ostatnim sezonie, to była tiiikiii-taaakaaa. "Oryginalna" tiki-taka opiera się na szybkich podaniach, rewelacyjnej technice oraz ciągłej zmianie pozycji, przy czym - sprawa kluczowa - musi się to odbywać w okolicach pola karnego przeciwnika. Tak to wyglądało w pierwszych sezonach Pepa Guardioli, a potem stopniowo wszystko zaczęło zwalniać oraz oddalać się od szesnastki przeciwnika, przeobrażając się w ślamazarną i nie generującą zagrożenia wymianę podań, o wyłącznie statystycznym znaczeniu.* Jeśli uda się powrócić do tiki-taki we właściwej formie oraz przygotować plan B, w przypadku, gdyby ona zawodziła, to stawiam na powrót na szczyt zarówno w lidze, jak i w Lidze Mistrzów - w obu przypadkach z przytupem. Największe zagrożenie widzę bez dwóch zdań w obronie, gdzie przy spadku formy Pique oraz wieku Puyola, sytuacja jest mocno niepewna. Szkoda, że zamiast 50 mln na Neymara nie wydano 15-20 mln na dwóch klasowych obrońców. Ale tak czy siak: miejsce pierwsze w lidze i tytuł w Champions League.

2. Real Madryt

W dawnych czasach dla Realu miałem duży szacunek - tacy gracze jak Hugo Sanchez (ech, te jego przewrotki), Butragueno czy Hierro, to była wielka klasa, a poza tym bardzo mi się podobało, że zespół tak chętnie sięga po wychowanków. W pewnym momencie jednak klub diametralnie zmienił podejście i skupił się na pozyskiwaniu zawodników topowych, zapominając o tym, że na boisko wybiega jedenastu zawodników, którzy muszą być drużyną. Zakup Bale'a jest tu naprawdę symptomatyczny i w mojej opinii będzie największą porażką w historii piłki nożnej, uwzględniając oczywiście poniesiony wydatek. Styl gry Walijczyka jest przecież w wielu punktach zbieżny ze stylem Ronaldo - obaj uwielbiają mieć przestrzeń, aby się rozpędzić, obaj mają potężny strzał z dystansu, wielką wytrzymałość i świetną technikę. Zupełnie nie widzę sensu w tym transferze, szczególnie, że w jego efekcie Madryt musiał opuścić Özil, a kwota zakupu urąga wszelkim standardom - nawet chorym finansom w futbolu - oraz logice. Gdzieś przeczytałem, że Neymar i Bale to idealne zakupy dla Barcelony i Realu, ale kompletnie się z tym nie zgadzam, ba, uważam, że zdecydowanie lepiej dla obu drużyn byłoby, gdyby zakupy zostały "odwrócone". Wtedy obaj zawodnicy daliby większą wartość dodaną swoim zespołom, a ich styl gry byłby swego rodzajem planem B. Pełnemu dynamiki Realowi Neymar dałby wirtuozerię techniczną w okolicach pola karnego, a Bale dałby rozwlekłej grze Barcelony kopniaka dynamiki i siłę fizyczną. Całe szczęście, że inne ruchy transferowe są znacznie ciekawsze i lepiej rokujące - szczególnie kupno Isco oraz Illarramendiego to powinna być świetna inwestycja na najbliższe kilka lat (mają odpowiednio 21 i 23 lata). Udało się też nieco przeczyścić ławkę - przede wszystkim nie ma Kaki, którego zakup był największą porażką finansową w historii (zakup i pensja), sprzedano także Albiola, Pedro Leona i Callejóna (nigdy nie grali na oczekiwanym poziomie), a Carvalho skończył się kontrakt. Za piękną sumkę odstąpiono także Napoli Higuaina - ruch dobry, bo choć Argentyńczyk gole strzelał, to nie był kaliber dla Realu, szkoda tylko, że nie kupiono nikogo w to miejsce - szczególnie wobec słabej postawy Benzemy (znów wraca temat 100 mln wydane nie tam gdzie trzeba). W sumie indywidualne umiejętności zawodników są bardzo duże i na pomniejszych rywali to wystarczy, ale myślę, że w lidze skończy się 10 punktów za Barceloną, a w LM - ćwierćfinał, może półfinał, jeśli w 1/4 rywal nie będzie zbyt mocny.

3. Atletico Madryt

Zespół rozpoczął z wielkim impetem, ale w dłuższym okresie nie dotrzyma tempa zespołów wyżej wymienionych. Choć bardzo bym im życzył wyprzedzenia Królewskich, to na pewno to nie wystąpi. Diego Simeone w czasach, gdy jeszcze biegał po murawie był niezłym zadziorem, w dodatku bardzo inteligentny i te cechy udało mu się przenieść na prowadzony zespół. Atletico gra ostro i bez pardonu, ale nigdy nie ma w tym chaosu - wszystko jest odpowiednio poukładane. Co do pozyskanych zawodników, to bardzo liczę na Davida Villę - po wypełnionych kontuzjami latach w Barcelonie myślę, że tutaj powinien odżyć. Do wieku emerytalnego jeszcze mu daleko (31 lat), a że w tym roku Mundial (a tytuł ME mu umknął przez kontuzje), to stanie na głowie, by zasłużyć na powołanie. W sumie trzecie miejsce, a w Lidze Mistrzów doszarpią się do ćwierćfinału.

Jakieś 5 punktów za Atletico zaczną się meldować kolejne zespoły.

* Notabene ta sama choroba toczy reprezentację Hiszpanii, która w meczach ME grała przeważnie właśnie tiiikiii-taaakęęę. Ale magia w drużynie nadal jest - wystarczyło dwukrotne wrzucenie odpowiedniego trybu w finale z Włochami, aby ich znokautować - przy golach na 1-0 i 2-1 było właściwe tempo rozgrywania akcji, w trakcie których Hiszpanie przemieszczali się tak, jakby pochodzili z innej rzeczywistości, gdzie czas płynie dwa razy szybciej.

Bundesliga

1. Bayern Monachium

Przewaga nie będzie tak wyraźna jak w zeszłym sezonie, ale będzie to spokojnie miejsce pierwsze w lidze, a w LM - półfinał. W poprzednim sezonie Heynckes stworzył niesamowite połączenie - do 55% solidności, fizycznej twardości i wydolności, dołożył 45% wirtuozerii, widocznej głównie na niestrudzenie śmigających bawarskich flankach. Robben i Ribbery zajmują czołowe miejsca na mojej liście najbardziej nielubianych zawodników, a temu pierwszemu przyznałbym także mało zaszczytny tytuł "Najlepszego zawodnika, z którym nie chciałbym grać w zespole/nie kupiłbym do zespołu", ale obaj to najwyższa klasa światowa, a dodatkowo świetnie się uzupełniają (bo to różna charakterystyka - w przeciwieństwie do Bale i Ronaldo). Z uwagi na Heynckesa, który niesamowicie poukładał tą drużynę, a potem został zmuszony do odejścia na emeryturę, życzyłbym sobie, żeby ten sezon był dla Bayernu porażką na całej linii, ale z pewnością tak nie będzie. Pep z pewnością przesunie akcenty w grze i teraz będzie 55% wirtuozerii i 45% pracy fizycznej, co mając na uwadze tegoroczne nabytki - Götze oraz Alcántarę - powinno udać się całkiem płynnie. Obawiam się jednak, że - jak w Barcelonie - będzie naciskał na mnożenie podań (uwielbiam tiki-takę, nie cierpię jednak patrzeć jak zawodnik A, podbiega do zawodnika B i obaj wymieniają 5 czy 6 podań do siebie - jest to irytujące przelewania z pustego w próżne), choć z plusów - Bawarczycy powinni jeszcze lepiej wychodzić spod pressingu (czasami sposób w jaki Barcelona uwalnia się spod pressingu na własnej połowie jest bardziej niesamowite niż montowane przez nią pod bramką przeciwnika akcje), a sami będą pewnie jeszcze agresywnie atakować na połowie rywala. W sumie będzie więc bardzo dobrze, ale jednak nieco gorzej niż w zeszłym roku. W Bundeslidze nadal pierwsze miejsce, ale z mniejszą przewagą, a w LM - półfinał.

2. Borussia Dortmund

Utrata Götzego była dużym ciosem dla Borussi, ale mądre zakupy zespołu sprawią, że strata ta nie będzie mocno odczuwalna. Oczywiście po jednym hat-tricku trudno robić z Aubameyanga megagwiazdę, ale jest to naprawdę dobry i rozwojowy zawodnik, a Mkhitaryan jest jeszcze lepszy. Co do "naszych" w zespole, to pomimo całej "operomydlanej" otoczki wokół Lewandowskiego, nadal będzie on skuteczny i swój woreczek goli uzbiera. Błaszczykowski też będzie robił swoje, choć pytanie czy nie utknie głębiej na ławce rezerwowych - obawiam się, że Klopp będzie stawiał raczej na trójkę Sahin-Mkhitaryan-Reus, a Kuba będzie wchodził, żeby rozhulać drużynę w drugiej połówie. Piszczek na razie się leczy, ale będzie mocnym punktem zespołu. W sumie sezon z nieco większą ilością punktów, ale i tak miejsce drugie. W LM - półfinał.

Reszta ligi o lata świetlne za tą dwójką, ze stratą minimum 10 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz