piątek, 7 marca 2014

Skąpe szanse na awans


Lepszego i bardziej wyrazistego sygnału alarmowego dostać nie mogliśmy. Na pół roku przed eliminacjami do ME graliśmy u siebie z jednym z naszych grupowych rywali. Boli porażka, boli styl, boli brak refleksji zawodników nad jednym i drugim. Poprawić trzeba właściwie wszystko, jeśli chcemy realnie myśleć o awansie. Bo niestety nie jest tak, jak twierdzi wielu: że awans z drugiego miejsca jest bardzo prawdopodobny, a miejsce trzecie - dające baraże - właściwie pewne. Po losowaniu się cieszyliśmy, że tylko Niemcy są poza zasięgiem, a reszta jest do ogrania. Tyle, że podobne reakcje losowanie wywołało u naszych eliminacyjnych przeciwników (poza naszymi ziewającymi z nudów sąsiadami).
Czy optymiści mają jakiś inny argument poza rankingiem UEFA, w którym spośród naszych pięciu rywali przed Polską są tylko Niemcy? Przecież właściwie na jaki "składnik" stanu polskiej piłki by nie spojrzeć, jest po prostu nędznie. Niezależnie jak mocno cofniemy się wstecz bilans reprezentacji wygląda fatalnie. Dla mnie tuż po kolejnym dla nas bardzo szczęśliwym losowaniu sytuacja była jasna: walka rozegra się między czterema drużynami, prezentującymi zbliżony, słaby poziom. Wśród nich jednak zdecydowanie większe szanse daję Szkocji i Irlandii niż Polakom, którym na mój gust przypadnie lokata czwarta.
Wczorajszy mecz towarzyski przekonuje dobitnie, że jest to sytuacja jak najbardziej realna, a powiększenie ilości uczestników ME może nam nic nie dać. Ofensywa - w sensie poukładanych i powtarzalnych schematów gry - nie istniała. Polacy postawili na kilkudziesięciometrowe podania i grę w powietrzu, co w meczu z rywalem z Wysp jest koncepcją dość zagadkową. Kilka rodzynków się trafiło - próbował Obraniak i Milik, dobrze główkował Glik - ale to były akcje przypadkowe, w których "wykreowaniu" wydatnie pomógł przeciwnik. W defensywie również nieraz nasi zawodnicy zasypiali, a już akcja w której padł gol woła o pomstę do nieba. Tempo akcji Szkotów było mierne, a sposób rozegrania - zupełnie oczywisty, jednak i tak jeden błąd defensywy gonił następny. Najpierw szkocki zawodnik utrzymał się przy piłce będąc w okolicach rogu "szesnastki", choć obskoczyło go trzech naszych tzw. obrońców. Potem, po wrzutce ze skrzydła piłka leciała jak farfocel - było tyle czasu, że można by wypić kawę i potem jeszcze zdążyć się ustawić. Ale i tak wybicie Szukały zasługiwało na ocenę "wybitnie nieudolne", a brak asekuracji doprowadził do utraty gola. Warto też zauważyć, że w trakcie lotu piłki trójka naszych tzw. obrońców ambitnie kryła murawę w okolicach rogu "piątki". Z sukcesem - murawa gola nie strzeliła. Przy okazji straconej bramki bezcenny był też komentarz Żewłakowa: "Nie spodziewali się tego". No tak - przeciwnik, który próbuje strzelić bramkę, to faktycznie kuriozum i może budzić zaskoczenie - jak zima u naszych drogowców. Wszystko to wystawia fatalne noty zarówno zawodnikom, jak i trenerowi (jaka była taktyka na ten mecz? co to za zmiany?).
Po raz kolejny okazało się też, że według zawodników jest naprawdę nieźle, co sprawia, że szanse na progresje są zerowe. Alkoholika nie da się leczyć bez jego uderzenia się w pierś i przyznania się do nałogu. A tu po meczu Szczęsny wygłasza tyradę składającą się z banałów i/lub nonsensów: "Kontrolowaliśmy przebieg spotkania, utrzymywaliśmy się przy piłce i wyglądało to nienajgorzej. Wynik jest niekorzystny, ale mam nadzieję, że te wyniki przyjdą w trakcie eliminacji. Liczą się wyniki, bo z nich będzie się nas rozliczało w trakcie eliminacji." Niestety - wszystko nieprawda. Tego spotkania nikt nie kontrolował - niepodzielnie rządził chaos. Utrzymywaliśmy się przy piłce głównie grając podania do tyłu i wszerz boiska, a całość wyglądała żenująco. Wynik jest niekorzystny, ale nie ma żadnych podstaw, by sądzić, że będzie lepiej. Tak, najważniejsze są wyniki - ale one są od dawna fatalne, a ciekawe czy po - zapewne - równie słabych występach w eliminacjach do ME ktoś się uderzy w pierś?

środa, 5 marca 2014

Treściwą serią po Cynic - recenzje płyt Focus, Traced In Air oraz Kindly Bent To Free Us

Cynic był jednym z pierwszych zespołów, który z impetem wbił kij w death metalowe mrowisko, pokazując, że granice zabaw stylistyką są sztucznym wymysłem. Choć na debiucie nie wszystko wyszło i “Focus” nie może się równać z powstającymi w podobnym czasie albumami Atheist czy Death (w szczególności z wydanym 5 lat później “The Sound Of Perseverance”), to tak czy inaczej w swoim czasie było to muzyczne trzęsienie ziemi, którego wpływ na rozwój muzyki ciężko przecenić. W zyskaniu przez zespół etykietki “kultowy” pomogło z pewnością też to, że po wywołaniu tegoż trzęsienia zespół niemal natychmiast zniknął ze sceny na kolejnych 15 lat. W tym czasie muzycy pogrywali w innych kapelach (te najbardziej znane to Gordian Knot oraz Spiral Architect), aż w końcu powrócili do współpracy w roku 2006, a jej efektem stała się druga płyta. A kilka dni temu światło dzienne ujrzało trzecie dokonanie zespołu.

Focus
Skład: Paul Masvidal - gitara, wokal; Sean Reinert - perkusja, klawisze; Jason Gobel - gitara; Sean Malone - bas, Chapman stick; Tony Teegarden - growling, klawisze;
Rok wydania: 1993
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10  

Intrygujące i przełomowe granie, łączące światy tak różne jak zaawansowany technicznie death metal, jazz oraz fusion, mające w dodatku dużą lekkość i polot. Wszystkie instrumenty grają tu praktycznie bez wytchnienia, muzyka jest bardzo gęsta, niezwykle poplątana i połamana rytmicznie oraz melodycznie. Jest sporo zwolnień, które przechodzą w eksplozję dźwięków. Gitary grają bardzo ostro, agresywnie, dużo jest mielenia ("I'm But A Wave To..."), a sekcja wygrywa jeden łamaniec za drugim. Duże zróżnicowanie mamy także w sferze wokalnej: jest tu growling, są czyste wokale, pojawia się vocoder, a także damski wokal Sonii Otey. Muzyka jest jazgotliwa, napastliwa i kapitalna technicznie. Duży szacunek także za świeżość oraz oryginalność - Cynic bez dwóch zdań dołożył swoją cegiełkę do historii muzyki. Jednak czysto muzycznie nie jest to granie powalające. W przypadku części utworów brakuje myśli przewodniej, kręgosłupa i nagrania wydają się zlepkiem świetnych fragmentów, które nie do końca pasują i nie wynikają z siebie. Każdy taki wycinek z osobna jest kapitalny, często wręcz zachwycający, ale razem nie tworzą one spójnej całości. Brak jest wyrazistych riffów czy solówek, a przepuszczone przez vocoder wokale w wielu momentach nie pasują do muzyki. Brakuje także emocji - nagrania są “chłodne”,  odhumanizowane i w sumie ciężko oprzeć się wrażeniu przerostu formy (10/10) nad treścią (5/10).
Najlepszy numer to "How Could I" z charakterystycznymi, niepokojącymi elektronicznymi akcentami oraz znakomitą - i niestety jedyną na płycie - gitarową solówką. Na wyróżnienie zasługuje także "Veil Of Maya", "Sentiment" oraz instrumentalne "Textures".

Traced In Air
Skład: Paul Masvidal – wokal, gitara; Sean Reinert – perkusja, syntezatory; Sean Malone – bas, Chapman Stick; Tymon Kruidenier – gitara, growling;
Rok wydania: 2008
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Ogólna koncepcja pozostała bez zmian - to nadal jest mieszanka bardzo technicznego death metalowego grania z jazzowymi inklinacjami. Ale wykonanie jest zdecydowanie lepsze niż 15 lat wcześniej. Jest nieco więcej zwolnień, które dość mocno i pozytywnie kojarzą się z Mars Volta, a gdzie indziej urzekają rozmarzonym klimatem (“The Space For This”, “King Of Those Who Know”). Eksplozji gęstych dźwięków także nie brakuje, przy czym są one dawkowane rozsądniej i z większym wyczuciem. Jest bardziej przejrzyście, jest więcej przestrzeni, dzięki czemu poszczególne instrumenty brzmią wyraziściej. Zespół zmniejszył poziom agresji oraz chętniej zwalnia tempo. Zdecydowana większość wokali jest czystych, bardzo często przekształconych przez vocoder. Growlingi, które się czasami pojawiają są raczej podkładem dla czystych wokali. Mamy tu kilka dobrych linii melodycznych, sporo chwytliwych - choć nadal śmigających i pokręconych - riffów, do tego miękki i mocny bas oraz mnóstwo łamańców perkusji. Intensywność muzyki jest nadal bardzo wysoka, choć jednak mniejsza niż na debiucie. Pomimo zwiększenia ilości klimatów obłąkanych i psychodelicznych, płyta pozostała klarowna i - jak na tego typu granie - dość chwytliwa.
Brzmiące chwilami jak kołysanka "The Space For This", "Adam's Murmur" z chwytliwymi, gęstymi zagrywkami gitarowymi, poplątane rytmicznie "King Of Those Who Know" oraz "Evolutionary Sleeper".

Kindly Bent To Free Us
Skład: Paul Masvidal - gitara, wokal; Sean Malone - bas, Chapman stick; Sean Reinert - perkusja, klawisze;
Rok wydania: 2014
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Na tej płycie zespół zrezygnował z mocnych, death metalowych akcentów, stawiając na zdecydowanie lżejsze, rockowe środki wyrazu (choć nie odmówił sobie wycieczek czy to w stronę ambientu, czy jazzu). Bez zmian pozostało natomiast progresywne zacięcie w komponowaniu nagrań oraz mnogość przejść rytmicznych wypełniających każdą chwilę albumu. Perkusyjne kombinacje i pogięte basowe frazy to zdecydowanie główni bohaterowie tej płyty - nacisk na stronę rytmiczną jest tutaj jeszcze większy niż na wcześniejszych albumach. Rola gitary nie jest dominująca, ale ciekawe gitarowe zagrywki są właściwie w każdym numerze ("The Lion's Roar", "True Hallucination Speak", "Moon Heart Sun Head", "Kindly Bent To Free Us"). Zrezygnowano z growlingu, a vocoder pojawia się nieco rzadziej - dominuje “normalny”, miękki wokal, a pewnym zaskoczeniem może być pojawienie się chórków (jak w nagraniu otwierającym płytę). Dużo jest zwolnień, z charakterystycznym, transowym rytmem, które świetnie kontrastują z pokręconymi i żywiołowymi odjazdami o rockowo-jazzowo-industrialnym posmaku. Brzmi to wszystko bardzo ciekawie, klarownie i melodyjnie - kontrasty nie są tak ekstremalne i zaskakujące jak na “Focus”, ale sensu w nich jest znacznie więcej. Więcej jest także luzu, emocji i dobrych melodii (“The Lion’s Roar”, “Infinite Shapes”, “Endlessly Bountiful”). Nagrania są wprawdzie mocno zbliżone do siebie brzmieniowo, a w paru miejscach aż się prosi o jakieś mocniejsze łupnięcie, ale nie zmienia to faktu, że jest to granie na równym i bardzo wysokim poziomie, które w pełni spełnia oczekiwania. Trzeba tylko pamiętać, że Cynic w roku 2014 to już nie klimaty Death czy Atheist, ale raczej Mars Volta, Porcupine Tree i Office Of Strategic Influence.
Na szczególną uwagę zasługuje odegrane z ogromnym luzem i arcyciekawe rytmicznie "True Hallucination Speak", "The Lion's Roar" z bardzo nośnym riffem oraz kapitalnie rozbieganymi partiami basu, zagęszczone "Kindly Bent To Free Us" z jazzrockowym zwolnieniem oraz hipnotyzujące "Moon Heart Sun Head".