poniedziałek, 4 listopada 2013

Treściwą serią po Black Sabbath cz. 8 - recenzja płyty 13

13
Skład: Ozzy Osbourne – wokal; Tony Iommi – gitara; Geezer Butler – bas; muzyk sesyjny: Brad Wilk – perkusja;
Rok wydania: 2013
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

W składzie niemal klasycznym (brakuje tylko Warda) zespół funduje nam do bólu klasyczną w brzmieniu płytę. Takich riffów jak na “13” Iommi nie grał od bardzo dawna - jest potwornie ciężko, wolno, mrocznie i chropowato. Sporo jest także ciekawego “mielenia” - dość surowego i rozimprowizowanego, co kojarzy się z debiutancką płytą zespołu (“Damaged Soul”, “End Of The Beginning”, “Age Of Reason”). Ozzy także jest w wysokiej formie, łapie wszystkie górki i doły, w porównaniu z klasycznymi pozycjami kapeli śpiewa jednak nieco dynamiczniej, brzmiąc podobnie, jak na swoich solowych albumach. Bas jest, jak na Butlera, raczej słabo słyszalny - gra on głównie “zgodnie” z perkusją i ciężko się doszukać jakiś bardziej wyrazistych smaczków. Nie zmienia to faktu, że razem z Wilkiem grają solidnie i na dobrym poziomie. Album ma odpowiednią moc oraz energię i te kilkadziesiąt minut muzyki, to swego rodzaju wehikuł czasu, dzięki któremu można się przenieść 40 lat wstecz. Jest to świetne uczucie i głównie ono sprawia, że pierwsze dwa-trzy odsłuchy “13” są wręcz zachwycające.
Potem niestety pojawiają się pierwszy rysy. Przede wszystkim zbyt mało jest tu zabawy z tempem, a te przyspieszenia, które się od czasu do czasu pojawiają, są mało zaskakujące (pojawiają się dokładnie tam, gdzie można się ich spodziewać). Nieco do życzenia pozostawia także melodyka linii wokalnych, a choć trudno niby zarzucić zespołowi wtórność (skoro w swoim czasie zdefiniowali ciężkie granie), to jednak momentami zbyt mocno cytują oni tutaj samych siebie (“End Of The Beginning”, “Zeitgeist” czy “Damaged Soul” to wszystko numery co najmniej na poziomie, ale ciężko się uwolnić od bardzo mocnych skojarzeń z - odpowiednio - “Black Sabbath”, “Planet Caravan” oraz “Warning”). Trzeba też zwrócić uwagę na to, że regularna wersja “13” wypada znacząco słabiej od wersji Deluxe. Na dodatkowej płycie można znaleźć trzy nagrania, zdecydowanie szybsze, bardziej kanciaste, brzmiące bardziej nowocześnie, momentami wręcz brutalnie (czyżby wpływy Brada Wilka?). Szkoda, że nie zmieszano tych kawałków z regularnymi (w sumie byłoby to raptem 69 minut muzyki), ewentualnie - nie dokonano innych wyborów (trzy nagrania bonusowe zamiast “Zeitgeist” oraz “Loner”). Wprawdzie pomimo tych uwag, “13” nadal pozostaje albumem bardzo dobrym, ale wrażenie niedosytu pozostaje.
Zdecydowanie najlepsze na płycie jest mocno depresyjne, nasączone przybrudzoną psychodelią “Damaged Soul” z niesamowitym, pozakręcanym w hendrixowskim stylu, riffem i surowymi, rozbudowanymi wycinankami Iommiego oraz stoner rockowe “Pariah” z zabójczym riffemm, najlepszą na płycie melodią i solówką Iommiego. Do tego wolne i mroczne “End Of The Beginning” ze świetnym przyspieszeniem, “Age Of Reason” z ciekawymi rozwiązaniami rytmicznymi i gitarową jazdą oraz mocarne “God Is Dead?”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz