czwartek, 7 listopada 2013

Treściwą serią po Black Country Communion - recenzje płyt Black Country Communion 1, 2 oraz Afterglow

Żywot Black Country Communion - jak to często bywa w przypadku supergrup - był krótki, ale jednocześnie intensywny. Zespół powstał z inicjatywy Glenna Hughesa oraz Joe Bonamassy, którzy już w 2006 roku zaczęli snuć plany dotyczące przyszłej współpracy. Gdy spotkali się trzy lata później podczas koncertu w Los Angeles klamka zapadła, a uzupełnienie zespołu o Jasona Bonhama oraz Dereka Sheriniana zaproponował Kevin Shirley, producent Bonamassy (ale także “Falling Into Infinity” Dream Theater z Derekiem w składzie). W takim, mocno rozstrzelonym wiekowo składzie (Hughes to rocznik '51, Sherinian i Bonamassa - '66, a Bonham - '77, czyli pierwszy mógłby być spokojnie ojcem ostatniego) zespół zarejestrował trzy albumu i sporo pokoncertował. Niestety, już w trakcie nagrywania ostatniej płyty atmosfera między wokalistą i gitarzystą była mocno napięta, a w marcu 2013 roku Joe ogłosił odejście z zespołu (oficjalnym powodem było kolidowanie planów solowych z planami BCC). A ponieważ jednocześnie zabronił on używania nazwy zespołu bez swojego udziału, było pozamiatane. Później Glenn zapowiedział jeszcze, że on wraz z pozostałymi członkami grupy najprawdopodobniej powrócą pod innym szyldem.
Niezależnie czy z tych planów coś wyjdzie czy nie, to Black Country Communion bez wątpienia było projektem niezwykle ciekawym, a jeśli chodzi o klasyczne hardrockowe brzmienie, to w ostatnich kilkunastu latach ciężko znaleźć coś lepszego od dwóch pierwszych płyt zespołu.


Black Country Communion
Skład: Glenn Hughes - wokal, bas; Joe Bonamassa - gitara, wokal; Jason Bonham - perkusja; Derek Sherinian - instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2010
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10


Klasyczny hardrockowy album. Wszystko jest tu poukładana zgodnie ze standardami - mamy nagrania krótkie, jest konkretnie, są numery chwytliwe, są balladowe, a także dłuższe i bardziej rozbudowane. Bonham bębni mocno i z powerem, a Hughes często gra jak druga gitara, wygrywając sporo gęstych partii, co w połączeniu z mocnymi riffami lub szybkimi, technicznymi cięciami gitary daje bardzo fajny efekt. Bonamassa gra generalnie nieco ciężej niż na solowych płytach, ale akcentów bluesowych także pojawia się sporo, czasem dominując utwór (“Medusa”, “The Revolution In Me”), a czasem uwidaczniając się w postaci zagrywki, ozdobnika czy bardziej rozbudowanej solówki (“The Great Divide”, “Down Again”, “Song Of Yesterday”). Gardziel Glenna trzyma formę - jego wokal brzmi mocno i świeżo, czego nie zawsze można powiedzieć o jego równolatkach. Wielka szkoda, że tak słabo wykorzystany jest Sherinian, którego w większości numerów po prostu nie słychać, a pograć może sobie tak naprawdę tylko w 11-minutowym "Too Late For The Sun" i trochę w "The Revolution In Me". Nagrania dobre, równe, choć niektórym brakuje feelingu i odrobiny rockowego szaleństwa.
Wśród najmocniejszych numerów jest z pewnością rozbudowane "Song Of Yesterday" ze świetnymi orkiestracjami, odpowiednim powerem,  postrzępionym riffem i rozpędzającą się końcówką. Inne najjaśniejsze punkty to mocno skontrastowane "Medusa" (cover Trapeze, grupy Hughesa); odegrane z niesamowitym powerem i feelingiem "Sista Jane", konkretne "Down Again" oraz chwytliwe "One Last Soul".


Black Country Communion 2
Skład: Glenn Hughes - wokal, bas; Joe Bonamassa - gitara; Jason Bonham - perkusja;
Derek Sherinian - instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2011
Ocena: znakomite i rewelacyjne; trzeba to mieć - 9/10


Album bardziej wyrazisty, niezwykle dopracowany i mocniej skontrastowany. Gitarowe riffy są znacznie cięższe i ostrzejsze W niemal każdym nagraniu mamy też znakomite solówki (szczególnie warto zwrócić uwagę na te w “Little Secret”, “Save Me”, “Smokestack Woman” oraz “Cold”). Hughes gra mocniej, żwawo i bardziej zdecydowanie. Nagrania są bardziej poukładane i praktycznie każde z nich okraszone jest taką linią melodyczną, która mocno zapada w pamięć. Jest tutaj także więcej luzu i rockowej zaciekłości, a jednocześnie zdecydowanie bogatsze jest brzmienie - więcej jest akcentów bluesowych, więcej zwolnień z akustyczną gitarą bądź delikatnymi klawiszami, pojawia się także sporo keybordowych orkiestracji (w przeciwieństwie do debiutu Sherinian wprawdzie nadal nie szaleje, ale jest mocno słyszalny w praktycznie każdym nagraniu). W sumie tworzy to naprawdę porywającą mieszankę i jedną z najlepszych rockowych płyt w ostatnich latach.
"The Battle For Hadrian's Wall" z kapitalną gitarą akustyczną i wzmocnieniami w refrenie; znakomity bluesior "Little Secret" (nagrany w hołdzie dla Gary Moore'a) oraz przechodzące od bluesowego stonowania do rockowej zadziorności, okraszone ognistą solówką Bonamassy "Cold". Chwytliwe "An Ordinary Son", "Save Me' z ciekawymi, orientalnymi orkiestracjami i klimatycznym wstępem, konkretne "Crossfire" oraz zadziorne "Smokestack Woman".


Afterglow
Skład: Glenn Hughes - wokal, bas; Joe Bonamassa - gitara; Jason Bonham - perkusja;
Derek Sherinian - instrumenty klawiszowe;
Rok wydania: 2012
Ocena: po prostu dobra płyta - 6/10


Płyta mniej zróżnicowana i spokojniejsza. Mało jest tu wycieczek w stronę bluesa, mniej orkiestracji, mniej aranżacyjnych smaczków. Album nie jest tak wypełniony konkretnym, rockowym zadziorem i energią. Sporo za to mamy balladowych zwolnień, często z gitarą akustyczną w roli głównej. Wokal nie brzmi tak mocno i nie ma tylu wydarć co wcześniej. Podobnie spadła ilość gitarowych popisów Bonamassy. Sekcja jest także nieco delikatniejsza, momentami za to z lekka funkuje. Melodie są niezłe, ale wyraźnie słabsze niż na poprzednich płytach. Znów zmniejszono udział klawiszy - Sherinian niby jest, ale brakuje partii tak wyrazistych jak na “2”. Choć album jako całość się broni, to trzeba przyznać, że jest on znacznie słabszy od poprzednich. Części kompozycji brakuje ikry, jest też kilka wypełniaczy, które nie wzbudzają jakichkolwiek emocji.
Mocarne "Crawl" z kapitalna kłótnią gitarowo-klawiszową; spokojne, ale wzmocnione w refrenie "The Circle”; ciekawe rytmicznie "Common Man" ze świetną partią instrumentalną, w której są i gitarowe wygibasy, i klawisze, i funkowe rozbujanie; oraz momentami mocno rozmarzone "Afterglow".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz