Lepszego i
bardziej wyrazistego sygnału alarmowego dostać nie mogliśmy. Na pół roku przed
eliminacjami do ME graliśmy u siebie z jednym z naszych grupowych rywali. Boli
porażka, boli styl, boli brak refleksji zawodników nad jednym i drugim.
Poprawić trzeba właściwie wszystko, jeśli chcemy realnie myśleć o awansie. Bo
niestety nie jest tak, jak twierdzi wielu: że awans z drugiego miejsca jest
bardzo prawdopodobny, a miejsce trzecie - dające baraże - właściwie pewne. Po
losowaniu się cieszyliśmy, że tylko Niemcy są poza zasięgiem, a reszta jest do
ogrania. Tyle, że podobne reakcje losowanie wywołało u naszych eliminacyjnych
przeciwników (poza naszymi ziewającymi z nudów sąsiadami).
Czy
optymiści mają jakiś inny argument poza rankingiem UEFA, w którym spośród
naszych pięciu rywali przed Polską są tylko Niemcy? Przecież właściwie na jaki
"składnik" stanu polskiej piłki by nie spojrzeć, jest po prostu
nędznie. Niezależnie jak mocno cofniemy się wstecz bilans reprezentacji wygląda
fatalnie. Dla mnie tuż po kolejnym dla nas bardzo szczęśliwym losowaniu
sytuacja była jasna: walka rozegra się między czterema drużynami,
prezentującymi zbliżony, słaby poziom. Wśród nich jednak zdecydowanie większe
szanse daję Szkocji i Irlandii niż Polakom, którym na mój gust przypadnie
lokata czwarta.
Wczorajszy
mecz towarzyski przekonuje dobitnie, że jest to sytuacja jak najbardziej
realna, a powiększenie ilości uczestników ME może nam nic nie dać. Ofensywa - w
sensie poukładanych i powtarzalnych schematów gry - nie istniała. Polacy
postawili na kilkudziesięciometrowe podania i grę w powietrzu, co w meczu z
rywalem z Wysp jest koncepcją dość zagadkową. Kilka rodzynków się trafiło -
próbował Obraniak i Milik, dobrze główkował Glik - ale to były akcje
przypadkowe, w których "wykreowaniu" wydatnie pomógł przeciwnik. W
defensywie również nieraz nasi zawodnicy zasypiali, a już akcja w której padł
gol woła o pomstę do nieba. Tempo akcji Szkotów było mierne, a sposób rozegrania
- zupełnie oczywisty, jednak i tak jeden błąd defensywy gonił następny.
Najpierw szkocki zawodnik utrzymał się przy piłce będąc w okolicach rogu
"szesnastki", choć obskoczyło go trzech naszych tzw. obrońców. Potem,
po wrzutce ze skrzydła piłka leciała jak farfocel - było tyle czasu, że można
by wypić kawę i potem jeszcze zdążyć się ustawić. Ale i tak wybicie Szukały
zasługiwało na ocenę "wybitnie nieudolne", a brak asekuracji
doprowadził do utraty gola. Warto też zauważyć, że w trakcie lotu piłki trójka
naszych tzw. obrońców ambitnie kryła murawę w okolicach rogu
"piątki". Z sukcesem - murawa gola nie strzeliła. Przy okazji
straconej bramki bezcenny był też komentarz Żewłakowa: "Nie spodziewali
się tego". No tak - przeciwnik, który próbuje strzelić bramkę, to
faktycznie kuriozum i może budzić zaskoczenie - jak zima u naszych drogowców.
Wszystko to wystawia fatalne noty zarówno zawodnikom, jak i trenerowi (jaka
była taktyka na ten mecz? co to za zmiany?).
Po raz
kolejny okazało się też, że według zawodników jest naprawdę nieźle, co sprawia,
że szanse na progresje są zerowe. Alkoholika nie da się leczyć bez jego
uderzenia się w pierś i przyznania się do nałogu. A tu po meczu Szczęsny
wygłasza tyradę składającą się z banałów i/lub nonsensów: "Kontrolowaliśmy
przebieg spotkania, utrzymywaliśmy się przy piłce i wyglądało to nienajgorzej.
Wynik jest niekorzystny, ale mam nadzieję, że te wyniki przyjdą w trakcie
eliminacji. Liczą się wyniki, bo z nich będzie się nas rozliczało w trakcie
eliminacji." Niestety - wszystko nieprawda. Tego spotkania nikt nie
kontrolował - niepodzielnie rządził chaos. Utrzymywaliśmy się przy piłce
głównie grając podania do tyłu i wszerz boiska, a całość wyglądała żenująco.
Wynik jest niekorzystny, ale nie ma żadnych podstaw, by sądzić, że będzie
lepiej. Tak, najważniejsze są wyniki - ale one są od dawna fatalne, a ciekawe
czy po - zapewne - równie słabych występach w eliminacjach do ME ktoś się
uderzy w pierś?