wtorek, 28 stycznia 2014

Treściwą serią po Deep Purple cz. 5 - recenzje płyt The Battle Rages On, Purpendicular oraz Abandon

The Battle Rages On
Skład: Ian Gillan - wokal; Ritchie Blackmore - gitara; Jon Lord - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk IIc)
Rok wydania: 1993
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Ostatnia płyta z Blackmore’m w składzie to zupełnie inna bajka niż poprzednie dwa albumy - tutaj potencjometr jest ponownie ustawiony na właściwym miejscu. Znów jest ostro i z rockowym pazurem, znów rządzi gitara, a w odpowiednim momencie włączają się organy. Gillan wrócił do składu po naciskach wytwórni i choć nie śpiewa już z taką werwą oraz energią jak dawniej, to nadal jest to duża klasa. Fajnie brzmi tu sekcja - jest tłusta i konkretna, a riffy Ritchiego są melodyjne i odegrane z lekkością oraz dynamiką, a do tego mamy kilka szybkich, mocno pokręconych solówek. Nagrania są chwytliwe - wystarczą 2-3 przesłuchania i wpadają w ucho niemal wszystkie numery - ale tam gdzie trzeba jest wykop i "mięcho". Całość jest nośna, ale nie ma tutaj ani naciągania melodii, ani nadmiernego słodzenia - udało się znaleźć złoty środek i w efekcie udane są zarówno te ostrzejsze kawałki (“Lick It Up”, “One Man’s Meat”, “The Battle Rages On”), jak i nieco bardziej miękkie, przebojowe nagrania (“Talk About Love”, “Time To Kill”). Zapewne takie miało być już “The House Of Blue Light", tylko, że tam wyszło to przeciętnie, o “Slaves And Masters” nie wspominając. W sumie całość kojarzyć się może - bardzo pozytywnie - z płytą "Coverdale & Page".
Świetne jest zadziorne "The Battle Rages On" z orkiestrowymi akcentami oraz blisko 6,5-minutowe "Anya" z akustycznym, nastrojowym, "flamengo'watym” wstępem, przechodzący w dynamiczne granie z zawodzącym Gillanem. Do tego mamy melodyjne, ale niepokojące "Solitaire", konkretne "One Man's Meat" z kanciastym riffem oraz chwytliwe "Talk About Love" i "Time To Kill".

Purpendicular
Skład: Ian Gillan - wokal; Steve Morse - gitara; Jon Lord - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk VII)
Rok wydania: 1996
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10  

Zmiana na stanowisku gitarzysty spowodowała nieco lżejsze, a bardziej gęste i poplątane momentami brzmienie. Nasączyło to cały album ciekawymi klimatami, do których w swojej historii nigdy tak mocno Purple nie sięgali. Pojawiają się tutaj zarówno brzmienia folkowe, jak i jazzowe, do tego mamy też akcenty funky, a nawet lekko psychodeliczne. Album jest żywy, momentami wręcz skoczny, a przy tym mocno eklektyczny. Sporo jest eksperymentów, dużo ciekawych i zaskakujących rozwiązań brzmieniowych. Niestety - poziom jest przy tym dość nierówny i nie wszystkie elementy zazębiają się tak, jak powinny. Chwilami zdecydowanie brakuje także ciężaru i pewnej surowości, a części nagrań brakuje również wyrazistego rdzenia (choćby “Soon Forgotten” jest bardzo ciekawy brzmieniowo, ale dość bezsensownie kręci się w kółko).
Nagraniem, które swobodnie można zaliczyć do najlepszych w historii Deep Purple, jest “Sometimes I Feel Like Screaming", przechodzące od stonowanej ballady do bardziej energetycznego grania, ze znakomitym motywem przewodnim oraz rozbudowaną, głównie gitarową partią instrumentalną. Dobre jest także dynamiczne "Hey Cisco" z jazzującym basem, zadziorne "Somebody Stole My Guitar", kompletnie nie purplowskie, nerwowo pulsujące i luzackie "Rosa’s Cantina" oraz ostre i postrzępione "Vavoom: Ted The Mechanic" z jazzującymi, gitarowymi wygibasami.

Abandon
Skład: Ian Gillan - wokal; Steve Morse - gitara; Jon Lord - instrumenty klawiszowe; Roger Glover - bas; Ian Paice - perkusja (Mk VII)
Rok wydania: 1998
Ocena: po prostu dobra płyta - 6/10

Album dość podobny do poprzedniego, choć bardziej jednorodny, bez tylu eksperymentów i wycieczek w poza-rockowe klimaty. Niestety - poziom nagrań jest średni - brakuje energii i ciekawych pomysłów i w efekcie, pomimo kilkunastu przesłuchań, niewiele zostaje w głowie. Nieco więcej jest tu gitary, trochę mniej klawiszy, sekcja nieco wycofana, także wokal wydaje się bardziej "zmęczony", a całość momentami brzmi w sposób dość "wymuszony". Kompozycje wydają się też niedopracowane - jest tu sporo fajnych momentów (solo Lorda w "69" czy też jego duet z Morse’m w “She Was”) w ogólnie przeciętnych czy niedopracowanych  numerach (bardzo fajnie skontrastowe, ale niedoszlifowane melodycznie "Watching The Sky"). Wielki znak zapytania pojawia się także przy "Bludsucker" - uwspółcześnionej wersji “Bloodsucker”, a także przy zdecydowanie za bardzo przypominającej “When A Blind Man Cries” balladzie "Don't Make Me Happy".    
Najciekawsze na płycie jest konkretne i zadziorne “Seventh Heaven" z mięsistym riffem i przyjemnie pogiętą partią gitarową, "Fingers To The Bone" z chwytliwym i delikatnym motywem przewodnim, skontrastowanym z mocnym riffem oraz żywe "Any Fule Know That" z mocnym, rozbujanym gitarowym krzesaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz