środa, 5 marca 2014

Treściwą serią po Cynic - recenzje płyt Focus, Traced In Air oraz Kindly Bent To Free Us

Cynic był jednym z pierwszych zespołów, który z impetem wbił kij w death metalowe mrowisko, pokazując, że granice zabaw stylistyką są sztucznym wymysłem. Choć na debiucie nie wszystko wyszło i “Focus” nie może się równać z powstającymi w podobnym czasie albumami Atheist czy Death (w szczególności z wydanym 5 lat później “The Sound Of Perseverance”), to tak czy inaczej w swoim czasie było to muzyczne trzęsienie ziemi, którego wpływ na rozwój muzyki ciężko przecenić. W zyskaniu przez zespół etykietki “kultowy” pomogło z pewnością też to, że po wywołaniu tegoż trzęsienia zespół niemal natychmiast zniknął ze sceny na kolejnych 15 lat. W tym czasie muzycy pogrywali w innych kapelach (te najbardziej znane to Gordian Knot oraz Spiral Architect), aż w końcu powrócili do współpracy w roku 2006, a jej efektem stała się druga płyta. A kilka dni temu światło dzienne ujrzało trzecie dokonanie zespołu.

Focus
Skład: Paul Masvidal - gitara, wokal; Sean Reinert - perkusja, klawisze; Jason Gobel - gitara; Sean Malone - bas, Chapman stick; Tony Teegarden - growling, klawisze;
Rok wydania: 1993
Ocena: jest lepiej niż dobrze, ale jeszcze nie bardzo dobrze - 7/10  

Intrygujące i przełomowe granie, łączące światy tak różne jak zaawansowany technicznie death metal, jazz oraz fusion, mające w dodatku dużą lekkość i polot. Wszystkie instrumenty grają tu praktycznie bez wytchnienia, muzyka jest bardzo gęsta, niezwykle poplątana i połamana rytmicznie oraz melodycznie. Jest sporo zwolnień, które przechodzą w eksplozję dźwięków. Gitary grają bardzo ostro, agresywnie, dużo jest mielenia ("I'm But A Wave To..."), a sekcja wygrywa jeden łamaniec za drugim. Duże zróżnicowanie mamy także w sferze wokalnej: jest tu growling, są czyste wokale, pojawia się vocoder, a także damski wokal Sonii Otey. Muzyka jest jazgotliwa, napastliwa i kapitalna technicznie. Duży szacunek także za świeżość oraz oryginalność - Cynic bez dwóch zdań dołożył swoją cegiełkę do historii muzyki. Jednak czysto muzycznie nie jest to granie powalające. W przypadku części utworów brakuje myśli przewodniej, kręgosłupa i nagrania wydają się zlepkiem świetnych fragmentów, które nie do końca pasują i nie wynikają z siebie. Każdy taki wycinek z osobna jest kapitalny, często wręcz zachwycający, ale razem nie tworzą one spójnej całości. Brak jest wyrazistych riffów czy solówek, a przepuszczone przez vocoder wokale w wielu momentach nie pasują do muzyki. Brakuje także emocji - nagrania są “chłodne”,  odhumanizowane i w sumie ciężko oprzeć się wrażeniu przerostu formy (10/10) nad treścią (5/10).
Najlepszy numer to "How Could I" z charakterystycznymi, niepokojącymi elektronicznymi akcentami oraz znakomitą - i niestety jedyną na płycie - gitarową solówką. Na wyróżnienie zasługuje także "Veil Of Maya", "Sentiment" oraz instrumentalne "Textures".

Traced In Air
Skład: Paul Masvidal – wokal, gitara; Sean Reinert – perkusja, syntezatory; Sean Malone – bas, Chapman Stick; Tymon Kruidenier – gitara, growling;
Rok wydania: 2008
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Ogólna koncepcja pozostała bez zmian - to nadal jest mieszanka bardzo technicznego death metalowego grania z jazzowymi inklinacjami. Ale wykonanie jest zdecydowanie lepsze niż 15 lat wcześniej. Jest nieco więcej zwolnień, które dość mocno i pozytywnie kojarzą się z Mars Volta, a gdzie indziej urzekają rozmarzonym klimatem (“The Space For This”, “King Of Those Who Know”). Eksplozji gęstych dźwięków także nie brakuje, przy czym są one dawkowane rozsądniej i z większym wyczuciem. Jest bardziej przejrzyście, jest więcej przestrzeni, dzięki czemu poszczególne instrumenty brzmią wyraziściej. Zespół zmniejszył poziom agresji oraz chętniej zwalnia tempo. Zdecydowana większość wokali jest czystych, bardzo często przekształconych przez vocoder. Growlingi, które się czasami pojawiają są raczej podkładem dla czystych wokali. Mamy tu kilka dobrych linii melodycznych, sporo chwytliwych - choć nadal śmigających i pokręconych - riffów, do tego miękki i mocny bas oraz mnóstwo łamańców perkusji. Intensywność muzyki jest nadal bardzo wysoka, choć jednak mniejsza niż na debiucie. Pomimo zwiększenia ilości klimatów obłąkanych i psychodelicznych, płyta pozostała klarowna i - jak na tego typu granie - dość chwytliwa.
Brzmiące chwilami jak kołysanka "The Space For This", "Adam's Murmur" z chwytliwymi, gęstymi zagrywkami gitarowymi, poplątane rytmicznie "King Of Those Who Know" oraz "Evolutionary Sleeper".

Kindly Bent To Free Us
Skład: Paul Masvidal - gitara, wokal; Sean Malone - bas, Chapman stick; Sean Reinert - perkusja, klawisze;
Rok wydania: 2014
Ocena: bardzo dobre; każdy powinien się zapoznać - 8/10

Na tej płycie zespół zrezygnował z mocnych, death metalowych akcentów, stawiając na zdecydowanie lżejsze, rockowe środki wyrazu (choć nie odmówił sobie wycieczek czy to w stronę ambientu, czy jazzu). Bez zmian pozostało natomiast progresywne zacięcie w komponowaniu nagrań oraz mnogość przejść rytmicznych wypełniających każdą chwilę albumu. Perkusyjne kombinacje i pogięte basowe frazy to zdecydowanie główni bohaterowie tej płyty - nacisk na stronę rytmiczną jest tutaj jeszcze większy niż na wcześniejszych albumach. Rola gitary nie jest dominująca, ale ciekawe gitarowe zagrywki są właściwie w każdym numerze ("The Lion's Roar", "True Hallucination Speak", "Moon Heart Sun Head", "Kindly Bent To Free Us"). Zrezygnowano z growlingu, a vocoder pojawia się nieco rzadziej - dominuje “normalny”, miękki wokal, a pewnym zaskoczeniem może być pojawienie się chórków (jak w nagraniu otwierającym płytę). Dużo jest zwolnień, z charakterystycznym, transowym rytmem, które świetnie kontrastują z pokręconymi i żywiołowymi odjazdami o rockowo-jazzowo-industrialnym posmaku. Brzmi to wszystko bardzo ciekawie, klarownie i melodyjnie - kontrasty nie są tak ekstremalne i zaskakujące jak na “Focus”, ale sensu w nich jest znacznie więcej. Więcej jest także luzu, emocji i dobrych melodii (“The Lion’s Roar”, “Infinite Shapes”, “Endlessly Bountiful”). Nagrania są wprawdzie mocno zbliżone do siebie brzmieniowo, a w paru miejscach aż się prosi o jakieś mocniejsze łupnięcie, ale nie zmienia to faktu, że jest to granie na równym i bardzo wysokim poziomie, które w pełni spełnia oczekiwania. Trzeba tylko pamiętać, że Cynic w roku 2014 to już nie klimaty Death czy Atheist, ale raczej Mars Volta, Porcupine Tree i Office Of Strategic Influence.
Na szczególną uwagę zasługuje odegrane z ogromnym luzem i arcyciekawe rytmicznie "True Hallucination Speak", "The Lion's Roar" z bardzo nośnym riffem oraz kapitalnie rozbieganymi partiami basu, zagęszczone "Kindly Bent To Free Us" z jazzrockowym zwolnieniem oraz hipnotyzujące "Moon Heart Sun Head".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz