poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Within Temptation - Black Symphony (DVD)


Zbyt perfekcyjnie

Na płytę nagraną z takim przepychem zanosiło się od jakiegoś czasu, mniej więcej od płyty "Silent Force", przy okazji której zespół wypłynął na baaaardzo szerokie muzyczne wody, stając się obok Nightwish bodaj najbardziej rozpoznawalnym zespołem z gatunku. A że następna płyta jeszcze szał wokół WT rozkręciła, to i pojawiła się kasa,.W efekcie "Black Symphony" od strony realizacyjnej, to absolutnie najwyższa półka. Wszystko dopięte na ostatni guzik, dopracowane, doszlifowane na wysoki połysk. Po prostu perfekcja. Jest tu wszystko, czego można by się spodziewać po muzycznym show. Pojawiają się goście, którzy udzielają się wokalnie - Keith Caputo, Anneke van Giersbergen oraz George Oosthoek. Mamy potężny telebim, który cały czas wyświetla grafikę lub filmiki. Jest potężna orkiestra symfoniczna oraz chór. Mamy ognie, dym, a nawet tańczące anioły. Praca kamer, oświetlenie i scenografia, jakość obrazu - idealne. Sharon co chwile zmienia strój, aby lepiej wpasować się w klimat poszczególnych nagrań.
Chwilami naprawdę zapiera to dech w piersiach, ale niestety chwilami jest także zbyt perfekcyjnie. Jakby nie patrzeć, zespół mieni się zespołem metalowym (choć inną kwestią jest to, że aktualnie ma coraz mniej z tym gatunkiem wspólnego), a jeśli to metal, czy też rock to liczy się pazur, żywioł i energia - i taki też powinien być koncert. Tutaj, na skutek nagromadzenia różnego rodzaju “efektów specjalnych" nieodzowny luz i spontaniczność momentami kompletnie ginie. Moment, gdy Sharon pokazuje, żeby w trakcie ballady odpalić zapalniczki, żeby podkreślić klimatyczność jest tu symboliczny. Nieważne, że publiczność sama powinna to zrobić, gdy powstanie odpowiedni ku temu nastrój, nieważne, że jest to sztucznie wyreżyserowane, ważne, że dobrze będzie wyglądać na ekranie.
Przechodząc do kwestii muzycznej, to trzeba przyznać, że cała ekipa śpiewa i gra bez zarzutu. Jedyne, co mnie irytowało w zachowaniu wokalistki, to... nawet nie wiem jak to nazwać... układy taneczne? polegające na ruchach w stylu “przeciąganie liny” czy “wkręcanie żarówki”, co KOMPLETNIE mi nie pasuje do muzyki i zupełnie nie rozumiem, skąd taka dziwna maniera.
Swoje robi także dobór utworów - dużo jest tu nagrań z płyt "Silent Force" oraz "The Heart Of Everything", które są skrojone bardziej mainstreamowo i radio-friendly, a z debiutanckiej płyty nie ma nic. A słuchając koncertu ciężko nie zauważyć, że jednak nagrania z albumu “Mother Earth” czy najostrzejsze w całej karierze zespołu "The Other Half (of Me)" (z EPki “The Dance”) niosą całkiem inny poziom emocji niż nagrania z płyt następnych. Ta energia, przepiękne melodie, klimat, subtelność połączona z agresją, pasja... Oj, gdzieś to trochę poginęło zespołowi na następnych płytach i widać to na tej koncertówce.
Trochę sobie ponarzekałem, ale ogólnie rzecz biorąc koncertu ogląda się i słucha bardzo dobrze. Od strony realizacyjnej i wizualnej jest to jedno z najlepszych DVD, jakie widziałem.

Wykonanie: 7
Produkcja: 10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz