czwartek, 16 sierpnia 2012

Dream Theater - Score (DVD)

Rocznicowo i orkiestrowo

Koncert, który możemy oglądać na wydawnictwie “Score” zarejestrowano 1 kwietnia 2006 roku w Radio City Music Hall w Nowym Jorku. Pretekstem do wydania płyty było 20 lat działalności zespołu i jako podsumowanie dwóch dekad muzykowania oraz dziewięciu płyt, album robi bardzo dobre wrażenie. Widać, że wszystko jest tu doszlifowane, dopracowane, zapięte na ostatni guzik - wszystkim muzykom zależy, aby było to faktycznie coś specjalnego. W związku z tym dają z siebie wszystko, o czym świadczyć może choćby dawka muzyki przez nich przygotowanej, czyli 164 minuty grania, z czego blisko 100  to połączone siły Dream Theater oraz orkiestry symfonicznej, kierowanej przez Jamesa Sharifiego.
Od strony wizualnej jest to bez wątpienia najlepiej przygotowane koncertowe DVD zespołu. Samo Radio City Music Hall wygląda bardzo ciekawie - ma w sobie klasę, elegancję i magię, może wręcz kojarzyć się z amfiteatrem, co świetnie podkreśla uroczysty charakter przedstawienia. Jakość obrazu także jest na odpowiednim poziomie, właściwe jest także prowadzenie kamery - wszystko pokazano we właściwych proporcjach - są dalsze plany, są zbliżenia przy solówkach, są ujęcia pokazujące orkiestrę oraz publikę (dość niemrawą poza kilkoma pierwszymi rzędami). Nie można się przyczepić także do dźwięku - wszystko jest odpowiednio słyszalne, zadziorne momentami, subtelne kiedy indziej. Jedyna uwaga, to nieco zbyt mocno wysunięta do przodu perkusja, ale przyjemności odsłuchu ten element nie odbiera.
Każdy z muzyków prezentuje wysoki poziom, szczególną uwagę należy jednak zwrócić na znakomitą wręcz formę Jamesa LaBrie. Jest on wokalistą dość chimerycznym jeśli chodzi o występy na żywo - na niektórych wydawnictwach brzmi po prostu przeciętnie (vide “Live At Budokan”). Tutaj jednak pokazał wielką klasę i prezentuje się zdecydowanie najlepiej ze wszystkich DVD wydanych przez DT, a patrząc szerzej, to chyba tylko na “Live At The Marquee” śpiewa minimalnie lepiej. Tak czy inaczej - podczas opisywanego show dźwiga wszystkie górki, czy to w “Under A Glass Moon” czy w “Innocence Faded”, jego wokal ma odpowiednią energię i dynamikę - po prostu wszystko jest na fantastycznym poziomie.
Jeśli chodzi o dobór nagrań, to... jest nierówno. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że zespół tworząc setlisty na swoje poszczególne płyty “live” stara się nie dublować numerów na kolejnych wydawnictwach, ale pomimo tego niektóre wybory są zastanawiające i powodują znaczne wahnięcia w poziomie adrenaliny i energii.
I tak w pierwszej części (tej bez orkiestry) mamy z jednej strony przepiękną, chwytającą za serce, blisko 10-minutową wersję “The Spirit Carries On” z nastrojowym wstępem Petrucciego, świetnie pasującym do tematyki nagraniem na telebimach (lot przez chmury) oraz morzem światełek na widowni. Mamy “Another Won” z demówki “Majesty Demos”, które dzięki bez porównania lepszemu brzmieniu oraz doszlifowaniu robi znakomite wrażenie; piorunujące jest też “Under A Glass Moon” z arcysolówką Johna.
Ale momentami napięcie siada. Otwierające koncert ostre “Root Of All Evil” i poprockowe “I Walk Beside You” nieźle wprowadzają w klimat i nakręcają publiczność, ale powalające nie są. Podobnie jest z “Afterlife” - choć odegrane jest żwawiej, ostrzej i ciężej niż na debiutanckiej płycie - oraz z “Raising The Knife” - pomimo świetnej partii instrumentalnej. Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie, ale gdyby zamiast powyższych nagrań zaserwowano nam “These Walls”, “Panic Attack”, “Only A Matter Of Time”, “Trail Of Tears” oraz ze dwa fragmenty z “A Change Of Seasons” to cały set przesiedziałbym pewnie wbity w fotel z wrażenia. Ale, że tak niestety nie jest, to poza momentami rewelacyjnymi, mamy także “tylko” dobre.
W każdym razie po “The Spirit...” kończy się pierwsza część koncertu i przechodzimy do drugiej - niestandardowej, tej bardziej odświętnej i specjalnej, czyli zespół plus orkiestra. Na otwarcie mamy prawdziwe trzęsienie ziemi, czyli “Overture” do “Six Degrees Of Inner Turbulence” odegrane w całości przez Octavarium Orchestra. Efekt jest naprawdę piorunujący i wywołujący ciarki na plecach - szczególnie smyczki są tu wprost genialne i nadają temu fragmentowi niezwykle niepokojący klimat. Generalnie całość suity jest piekielnie piękna - muzycy przechodzą od rocka, przez metal, po thrash, aż po wyciszenie i uspokojenie w “Goodnight Kiss”, a potem ponownie przyspieszają. Prawdziwa muzyczna uczta.
Potem niestety znów jest nieco nierówno i ponownie nie mam na myśli strony wykonawczej. Kapela gra na najwyższym poziomie, podobnie jak orkiestra, która wnosi bardzo dużo do ogólnego brzmienia nagrań, dodaje mnóstwo smaczków i akcentów. Jednak znów utwory - moim zdaniem - mogłyby być lepsze. Tu mamy - jak już napisałem - kapitalne otwarcie oraz równie kapitalne zamknięcie w postaci “Metropolis”, a pomiędzy nimi bywa różnie. “Vacant” oraz “Answers Lies Within” to zdecydowanie nie są moi faworyci, a “Sacrificed Sons” oraz “Octavarium” można podzielić na nieco zbyt monotonne i spokojne początki, oraz znakomite, porywające drugie “połówki”. Przy okazji tych dwóch ostatnich nagrań zawsze strasznie żałuję, że w początkowych, spokojnych partiach nie dopuszczono do “głosu” orkiestry, tak, jak zrobiono to w “Overture”.
Jednak pomimo całego niedosytu jaki mam w związku ze “Score” jest to wydawnictwo bardzo, bardzo dobre. Uwzględniając wszystkie aspekty - stronę techniczną (obraz i dźwięk), dyspozycję muzyków, udane wykorzystanie orkiestry oraz dobór utworów (mimo wszystko) - to jest to najlepszy koncert DVD w historii Dream Theater. A stosunkowo duża ilość narzekania bierze się przede wszystkim z tego, że mam poczucie “straconej szansy” - wydaje mi się, że gdyby zmienić kilka nagrań i dodać więcej orkiestrowych aranżacji, to na te trzy godziny byłoby się odłączonym od świata zewnętrznego - takie by to było genialne.

Wykonanie: 9
Produkcja: 9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz